Dzieci to nasza przyszłość!!!
Wiele opinii słyszy się ostatnio na temat naszego związku. Więcej niestety jest tych negatywnych. Rozumiem, nikt i nic nie jest doskonałe, ale do tej doskonałości należy dążyć, i to dążyć za wszelką cenę. Tak naprawdę nie wiadomo co będzie z naszym związkiem za tydzień, miesiąc czy rok. Nie wiadomo do kogo będzie dzierżawcą lub właścicielem łowiska, na którym łowimy. Jedno jest pewne – jest wielka szansa, że to co wpoimy teraz naszym dzieciom, przetrwa, zaowocuje i zaprocentuje w przyszłości, więc zamiast sadzać dziecko przed komputerem czy telewizorem lepiej spróbować wpoić dziecku trochę więcej wartości i zabrać je na wspólną wędkarską eskapadę.
Szkółka
Wcale nie musi to być szkółka wędkarska, która z różnym skutkiem prowadzona jest przy naszym kole. Ów skutek jest różny, gdyż większość rodziców zamiast aktywnie uczestniczyć w zajęciach i wspierać swoje dziecko, szkółkę wędkarską traktuje jako przechowalnię dla dziecka i podczas zajęć rodzice pędzą na drobne zakupy. A chyba nie o to w tym chodzi. Uważam, że dziecku należy zaszczepić najlepiej na zasadzie zabawy pasję nie tylko do wędkarstwa ale również zamiłowanie do przyrody, a można to zrobić właśnie podczas wspólnej wędkarskiej eskapady.
Wybór przynęty to poważna sprawa
Ponadto podczas wspólnej wędkarskiej eskapady mamy okazję spędzić trochę czasu z własnym dzieckiem co ostatnimi czasy w dniu powszednim jest ciężkie do zrealizowania.
Wędkarska eskapada
Wędkarska eskapada to nie musi być od razu nie wiadomo jaki wędkarski wyjazd nie wiadomo gdzie. Wspaniałą wędkarską eskapadą z dzieckiem może i jest po prostu piknik nad wodą. Na taki piknik można zabrać żonę co umożliwi nam wspólne spędzenie popołudnia, a zbliżające się lato sprzyja takim piknikom. Ja na taki piknik wybieram się zazwyczaj po śniadaniu i podwójnej kawie, kiedy słonko jest już wysoko na niebie. Ze względu na fakt, że moja córka ma dopiero pięć i pół roku do samochodu pakuję koc, łopatkę i wiaderko, parasol słoneczny, prowiant czyli :kiełbaskę, chlebek, musztardę, pomidorka i oczywiście wodę. W moim przypadku zestaw uzupełnia spinninig oraz pudełko z gumami i woblerami.
Kamienie i nurt to dobre południowe miejsce
Miejsce docelowe musi charakteryzować się: dobrym dojazdem do wody, odrobiną plaży (piachu)sąsiedztwem kamieni i bieżącej wody najlepiej przez nie się przelewającą oraz możliwością pozyskania chrustu na ognisko. Ważne jest by miejsce pikniku oddalone było od krzaczorów co ogranicza ilość wszędobylskiego robactwa.
Jak zacząć?
Zwyczajnie jak na pikniku – od rozłożenia obozowiska. Kocyk i parasol słoneczny to podstawa. Dziecku wręczam wiaderko i łopatkę, a sam zbroję spinning i kładę się na kocyku oddając się błogiemu lenistwu. Te lenistwo to tylko pozór, gdyż cały czas w skupieniu obserwuję wodę z nadzieją, że zobaczę uciekającą drobnicę na skutek ataków żarłocznego bolenia. Właśnie, południe jest dobrym okresem, w którym można liczyć na góra trzydziestominutową aktywność boleni. Co do południowych boleni – najłatwiej przekabacić jest je powierzchniowym woblerem lub sześciu – siedmio centymetrową gumą.
Leszcza należy trektować jako przyłów, któremu...
Oczywiście od reguły są zawsze wyjątki o czym już pisałem w tekście o majowych boleniach dostępnym na naszej stronie w dziale artykuły. Kiedy nie widać zdecydowanych ataków boleni należy poszukać ich nieco głębiej. Do tego celu świetnie nadaje się tonący siedmiocentymetrowy minnow. Czasami zamiast bolenia na takiego woblera z wolniaka połakomi się przyzwoity leszcz. Szczególnie jest to fajne uczucie i motywujące dla dziecka jak takiego leszcza złowimy na spinner obok grunciarza, który nie łowi nic. Takiemu leszczowi jek i każdej złowionej wspólnie rybie warto zwrócić wolność. W ten sposób uczymy nie tylko naszego dziecka ale również kolegi grunciarza zasady caught and release.
...po holu wawrto zwrócić jak każdej rybie wolność
Aby nie zniechęcić
Łowienie na takim pikniku nie polega na ciągłym trzymaniu dziecka na siłę przy sobie i wędce. Uwierzcie mi dziecko samo przyjdzie zapytać się : „tato, a co ty robisz?”. Łowię ryby córciu. A jak. A no tak. I po takim krótkim wstępie wręczam córce wędkę, a ściślej mówiąc siadam na kamieniu, biorę ją na kolana i po prostu łowimy razem. A gdy jej się znudzi…, to idzie się pobawić w piasku, albo wrzucić kilka kamieni do wody by zanęcić ojcu łowisko. Jednak za kilka minut wraca i dalej łowimy razem aż do czasu, gdy nam kiszki w brzuchu zaczynaną grać marsza głodomora.
Kiełbaska na takim pikniku smakuje nieziemsko...
Wówczas wspólnie robimy ognisko i pieczemy kiełbaski. A kiełbaska na takim wędkarskim pikniku smakuje nieziemsko. Sami spróbujcie a się przekonacie.
Ps. Dla mnie największą satysfakcją po takich wędkarskich rodzinnych piknikach jest pytanie córki, które zadaje mi w samochodzie podczas powrotu do domu – TATA KIEDY ZNÓW POJEDZIEMY?
Paweł