Relacja z wędkarskiej wycieczki na Turawę 06.2018

Wędkarskie czerwcowe wycieczki nad zbiornik zaporowy Turawa utworzony na Małej Panwi wpisały się chyba już na stałe w grafik naszego koła. Była to druga edycja tej wędkarskiej eskapady, która chyba wszystkich po niezbyt udanym zeszłorocznym wyjeździe napawała optymizmem i miała być formą rewanżu. Ów optymizm został zasiany w sercach i umysłach co poniektórych zeszłorocznych uczestników na skutek opowieści miejscowych wędkarzy o ogromnych sandaczach zamieszkujących zbiornik. Te opowieści poniekąd zweryfikowane chociażby na łamach wędkarskiej prasy przez cały zeszły rok siały zamęt w głowach co niektórych kolegów, którzy odgrażali się szykując sandaczowy sprzęt, że w tym roku nie odpuszczą.

I nie odpuścili

Wyjazd w piątkową noc napawał optymizmem i podwyższonym poziomem adrenaliny co niektórych uczestników wyprawy. W końcu piękna przez cały maj pogoda, która przełożyła się również na czerwiec nie dawała żadnych wątpliwości, że tym razem złowienie turawskiego sandacza to formalność. Bardzo ciepła przypominająca wręcz lato wiosna nie pozostawiała żadnych złudzeń, że sandacz na Turawie się wytarł, a fakt możliwości wędkowania na tym zbiorniku z dniem pierwszego czerwca utwierdzał w tym przekonaniu, gdyż brak wędkarzy na wodzie oznacza niepokłute ryby.

                   

                                                                        A dookoła pusto...

Jak na ironię zaczęło się niefartownie. Po przyjeździe do ośrodka wczesnym rankiem okazało się, że ktoś nawalił i zaniedbał swoje obowiązki, gdyż licencje wędkarskie dostarczone zostały dopiero o godzinie 10.00. Taki obrót uniemożliwił oczywiście poranne wędkowanie. Piękna, słoneczna pogoda oznaczająca upał zniechęciła większość uczestników do wypłynięcia. Na południowe wędkowanie zdecydowali się jedynie nieliczni, którzy nie odpuścili. Skutek był jednak mizerny – zerko.

                   

                                                    Burza, burzą, ale zachód słońca piękny

Większość uczestników wycieczki postanowiła odpocząć po autokarowej podróży i zebrać siły na wieczorne wędkowanie. Niestety pogoda spłatała figla. Burza, burza i jeszcze raz burza albo i burze uniemożliwiły wieczorne wędkowanie. Taka sytuacja miała miejsce również w sobotę, co znacznie ograniczało czas spędzony na wodzie, gdyż nocna zasiadka na sandacza również nie była możliwa.

Ale się udało…

i to jeszcze jak. Co niektórzy połowili. Dwa piękne sandacze jednego z uczestników wyprawy potwierdzają, że sandacz to sztandarowa ryba Turawy. To mało powiedziane.

                   

                                                         W Turawie jest ładny sandacz...

Jako sztandarową rybę Turawy chyba należy zaliczyć jeszcze węgorza, który bez pardonu bierze w środku dnia na typowe spinningowe przynęty. To nie jedyny przypadek złowienia węgorza na spinning.

                    

                                                                           ...jest i węgorz

Z rozmowy z Andrzejem wynika, że oprócz wyholowanego węgorza, również inny uczestnik wyprawy miał kontakt z metrówką. Niestety sprzęt uniemożliwił mu szczęśliwe zakończenie holu.                      

Kij jak zawsze ma dwa końce…

Ta piękna, słoneczna, pogoda utrzymująca się od połowy kwietnia przełożyła się na wędkarskie wyniki. Rezultatem panujących upałów był zakwit wody w zbiorniku, co spowodowało, że ryby brały chimeryczne. Co niektórzy, miejscowi wędkarze radzili szukać sandaczy w połowie wody lub na „płytkim”. Złowione podczas wyprawy przez jednego z naszych kolegów sandacze zostały z sześciu metrów, co analizując i podsumowując wyniki oznaczało loterię.

                   

                               Świetna baza wędkarska i koleżeńska atmosfera...czego chcieć więcej...

Oprócz sandaczy i węgorza, jednemu z uczestników wyprawy trafił się również metrowy sumek.

                   

                                                              Beny i jego metrowy kompan

Podsumowując, nie było źle. Wypad należy zaliczyć do udanych. Ach gdybym miał mniej obowiązków i więcej wolnego czasu…… to z pewnością wybrałbym się na tą eskapadę i szybciej napisał z niej relację. No cóż może lepiej zorganizuję swój czas oraz obowiązki i wybiorę się na Turawę za rok.

 

Paweł