Relacja z towarzyskich zawodów spinningowych - NAREW 02.07.2017

To były deszczowe zawody. Deszczowe to chyba mało powiedziane gdyż okresowe ulewne wręcz opady deszczu zmusiły kilku zawodników do rezygnacji. Większość uczestników obawiała się silnego wiatru, który dzień wcześniej był bezpośrednią przyczyną zatopienia łódki i większości wędkarskiego dobytku dwóch kolegów, którzy wybrali się na trening. Wiatru silnego nie było, za to był deszcz. Wniosek z tego taki, że pogoda płata nie tylko figle morskim wędkarzom, ale wędkującym na Narwi także. Na domiar tego po południu rozpogodziło się i wyszło słońce. Czy nie mogło tak być od rana?

 

Z domu wyjeżdżam o czwartej. Jeszcze nie pada, ale ciemne zwisające nad moją głową chmury nie wróżą nic dobrego. Po drodze sącząc poranną kawę widzę na przedniej szybie pierwsze krople deszczu, który po chwili przeistacza się w mżawkę. No nieźle się to zapowiada pomyślałem. Aby tylko nie lało. Plan jest prosty. Jadę na przystań w Wierzbicy gdzie o godzinie piątej ma być odprawa, zabieram sędziego Pawła i jedziemy na przystań w Serocku, z której wypożyczymy łajbę sędziowską. To nie znaczy, że gardzimy łódkami z przystani z Wierzbicy, nie. Po prostu zgłosiło się tylu zawodników, że dla sędziów łódki zabrakło. Ten fakt bardzo cieszy. Po drodze zatrzymuję się jednym z CPNów po paliwko do łódki i samochodu. Oczywiście nie mogło obejść się bez problemów. Pani kasjerka pomyliła terminale i zamiast szybko zapłacić straciłem ze 30 minut. No cóż na odprawę nie zdążę. Dzwonię do Pawła i oznajmiam mu żeby robił odprawę a ja po niego przypłynę z Serocka.

                    

                                                                             Ciągle pada

W Serocku wita mnie przystaniowy, który szybko i sprawnie wydaje mi niezbędny ekwipunek. Pakuję swoje graty do łódki zapinam silnik, który zapala z pierwszego szarpnięcia i płynę na Wierzbicę. Jest za dziesięć szósta. Paweł już czeka na przystani. Odprawa zawodników skończona. Większość już wypłynęła. W odpowiedzi na pytanie, o której startujemy? Słyszę o szóstej. Niebo nadal zaciągnięte ciemnymi chmurami. Może się przetrze. Paweł sprawdza pogodę i mówi, że do jedenastej ma padać. Jeszcze nie pada. Płyniemy zobaczyć co się dzieje na ujściu Bugu a potem wracamy i płyniemy w górę Narwi. I też tak zrobiliśmy. Na ujściu Bugu stoją dwie łódki. Łowią sandacze - mówię do Pawła. Rzeczywiście miejscówka obiecująca lecz nie typowa sandaczowa. Po prostu rynna z równym uciągiem o głębokości do 4 metrów. Na sondzie widać trochę drobnicy w toni. Może to być sandaczowa stołówka. Długo nie trzeba było czekać. Na jednej z łódek wędkarz zacina i holuje… pewnie sandacza. Kolega z łódki szykuje podbierak. Panowie nie chwalą się swoją zdobyczą, więc możemy tylko przypuszczać, że to sandacz. W między czasie zaczęło padać. Zakładam swoje OP1 i już nie moknę. Nagle z mżawki zrobiła się niezła ulewa. Patrzę na Pawła. Jest przemoczony do suchej nitki. Chyba trzeba ten deszcz przeczekać bo zaciągnęło się porządnie. Odpalam silnik i spływamy do Serocka. Wysiadamy z łajby i szybko chowamy się pod dachem.

                   

                      Przemoczony Paweł chyba miał już dość. Dobrze, że miałem suche ciuchy w samochodzie

Obserwuję łódki i wędkarzy, którzy zostali na wodzie. Chyba im współczuję, a oni – twardziele nadal łowią. No mamy wreszcie czas by zjeść śniadanie i napić się kawy. Paweł jest cały mokry. Dobrzerze mam zapasowy komplet ciuchów w samochodzie. Użyczam go sędziemu, który z radością w oczach zakłada suchą bluzę i kurtkę. Około 9-tej trochę się przetarło pakujemy się na łajbę i płyniemy zobaczyć jak nasi zawodnicy poradzili sobie z deszczem i rybami. Jako pierwszych spotykamy Witka z Zenkiem. Zenek do miary ma dwa okonki. Witek na razie zeruje. Jest przemoczony i zziębnięty. Jego soft shell nie wytrzymał naporu deszczu i przepuścił. Ale Witek to chłopak z fantazją. Przed deszczem zabezpieczył nie tylko spodnie ale i buty foliowymi workami. Czyli chłopak w folijce. Tylko rozpakować.

                    

                                                         Folia - to najlepszy wynalazek człowieka

Z krótkiej rozmowy z chłopakami dowiadujemy się, że kilku zawodników zrezygnowało. Dobra Panowie płyniemy dalej. Następnie Spotykamy Roberta z kolegą. Na razie zerują podobnie jak Małgosia i Włodek. Znowu zaczyna padać. Patrzę na Pawła. Jego wymowna mina mówi – kierunek Serock. Znowu stoimy na przystani ze dwie godziny. Około jedenastej trzydzieści rozpogodziło się chyba na dobre, ale za to zerwa się wiatr. Wsiadamy do łódki i wypływamy.

                   

                                                             Paweł przy pracy - tym razem okonek

Kierunek ujście Bugu. Na ujściu łódek brak. Kilka łódek zakotwiczonych jest nieco wyżej. Wieje. Zawijamy się i płyniemy w górę Narwi. Spotykamy naszych zawodników. Najważniejsze, że mają ryby do miary. Przeważnie okonki, ale kolega Józio wytargał na troka sześćdziesięciocentymetrowego sandacza. Artur urwał szczupaka. Coś się zaczęło dziać. Spotykamy Grześka. Grzesio oprócz okonków na troka wytargał 47 centymetrowego bolenia. No nieźle.

                    

                                                          Grzesiek i jego 47 cm wędkarskiego szczęścia

                    

                                                   Po zmierzeniu bolek trafił z powrotem do wody

Nadal niewiadomo, kto będzie pierwszy. Do końca zostało trzydzieści minut. Spływamy z Pawłem do Wierzbicy i czekamy na zawodników. Pomiar ostatnich zgłaszanych ryb i podsumowanie słupków. Pierwsze miejsce przypadło Józiowi Rzeszutkowi, na drugim miejscu uplasował się Grzesio Górski, a na trzecim Artur Ulaski. Zwycięzcom gratulujemy a wszystkim zawodnikom gratuluję wytrwałości gdyż lipcowa aura tym razem ich nie rozpieściła.

Okres wakacyjny to przerwa w naszej kołowej wędkarskiej rywalizacji. Chociaż nie do końca. Za tydzień w niedzielę na jeziorze czerskim drużynowe między kołowe towarzyskie zawody spławikowe. Serdecznie zapraszam aby pokibicować naszym.

 

Pełną listę z wynikami znajdziecie tutaj (klik)

 

Paweł