Relacja z Towarzyskich Zawodów Spinningowych - Strzyże 26.08.2018

To był czysty przypadek, że pojawiłem się na tych zawodach. Nie dlatego, żebym nie chciał powędkować w miłej atmosferze na urokliwej Narwi, ale pech związany z totalną pogodową klapą, która uniemożliwiła mi jak pozostałym 16 chętnym rozegrania morskich mistrzostw koła na Bałtyku. Z trzydniowych prognoz IMGW jasno wynikało już w środę, że wyjazd z przyczyn złych warunków pogodowych się nie odbędzie, jednakże szyper jednostki zarówno w środę jak i czwartek zapewniał, że wyjdziemy z portu, dopiero w piątkowe przedpołudnie z tej obietnicy się wycofał. Dobrze, że nikt z uczestników nie wyjechał rano, bo pewnie w połowie drogi z niecenzuralnymi słowami na ustach musiałby zawrócić do Piaseczna. Tą smutną a zarazem pozytywną informację (lepiej przełożyć wyjazd niż męczyć się na kutrze w prawie sztormowych warunkach – takie łowienie to nie jest łowienie) dostałem podczas picia razem z Konradem, który miał tym razem być kierowcą przedwyjazdowej kawy. Szybko wymieniliśmy spojrzenia i wiedzieliśmy od razu, że jak nie Bałtyk to Narew, a i pomoc Andrzejowi, przy organizacji zawodów zawsze się przyda.

 

Pomimo faktu, że zbiórka wyznaczona została na godzinę piątą rano, z Konradem wyjeżdżamy przed szóstą, by uniknąć porannego zgiełku na przystani, a poza tym to zawsze godzina snu więcej. Na przystani w Strzyżach meldujemy się przed siódmą. Pakujemy graty na łajbę. Montując silnik zastanawiam się czy w ogóle odpali. To jego pierwszy rejs w tym roku. Dolewam świeżego paliwka, odkręcam kranik i pędzę po protokoły, które zostawił mi Andrzej u przystaniowego. Wsiadając do łajby dzwoni telefon. To Andrzej, który mówi by płynąć w pierwszej kolejności do Adama, który zdążył w pierwszym rzucie wycholować ponad siedemdziesięciu centymetrowego sandacza i właśnie ma kolejnego.

                      

                                                                                    Adam i jego sandacz

Na całe szczęście silnik odpalił za pierwszym szarpnięciem. Płyniemy. Po drodze do Adama spotykamy kilku uczestników zawodów. Nie jest źle, każdy już zdążył zapunktować okoniem a to dopiero siódma trzydzieści. Ciekawe jakie będą wyniki na koniec wędkarskiej dniówki. Dopływamy do Adama. Sandacz pięknie ubarwiony. Miarka pokazuje siedemdziesiąt jeden centymetrów. Kilka pamiątkowych fotek i sandacz w dobrej kondycji wraca z powrotem tam gdzie jego miejsce czyli do Narwi. Płyniemy dalej. Mierzymy ryby napotkanym zawodnikom. Przeważają głównie okonie. Od czasu do czasu zatrzymujemy się w co ciekawszych miejscach i też wędkujemy. Nie mamy jednak szczęścia do okazów. Konrad jako pierwszy łowi niewymiarowego szczupaka, który został okraszony przeze mnie jeszcze dwoma osobnikami tego samego gatunku o łącznym wymiarze dwudziestu pięciu centymetrów. Podobnie jak my szczęścia nie miał również Józef, który po kapitalnej walce na delikatnym trokowym zestawie wycholował pięknego leszcza.

                      

                                                                                   Józef i jego leszcz

 

W końcu dopływamy do końca sektora, który zamyka Andrzej z Adamem. Szybko mierzymy ich ryby. Koniec sektora, połowa zawodów za nami - pora wracać.

I tradycji stało się zadość. Pogoda nie wytrzymała. Mimo, że od rana było pochmurno, ale ciepło, to niestety zawody z moim udziałem nie mogły odbyć się bez deszczu. Zaczęło mżyć. To co prawda nie ulewa, długotrwała mżawka dała się nie tylko mi we znaki ale również i zawodnikom. Nie to że przemokłem, bo jak można zmoknąć mając OP1 na sobie.

                      

                                                                          W OP1 nie da się zmoknąć

Za to kartki, na których skrzętnie zapisywałem długości mierzonych ryb przemokły całkowicie, ale na całe szczęście udało się już po spłynięciu do przystani przepisać wyniki na suchy papier. Cóż mogę dodać.

                      

                                              Jak zawsze wszystkie ryby w dobrej kondycji trafiły z powrotem do wody

Pierwsze miejsce pięknym sandaczem okraszonym dwoma okoniami o łącznej liczbie punktów 2020 zajął Adam Słowik. Na drugim miejscu z łączną liczbą 1280 punktów uplasował się Grzegorz Sapa, a trzecie miejsce zajął Michał Odoliński łowiąc pięćdziesięciosześcio centymetrowego szczupaka o łącznej liczbie 1100 punktów. Zwycięzcom gratulujemy a wszystkich zapraszamy na kolejne zawody, które odbędą się tym razem na zalewie centralnym.

 

PS. Jedynym drażnioncym nie tylko mnie widokiem, jest widok śmieci.

                      

                             Koledzy miejcie trochę szacunku do środowiska i innych wędkarzy - sprzątajcie po sobie

Panowie wędkarze miejcie trochę szacunku dla środowiska i dla innych kolegów, którzy wędkują po was.

Pełną listę z wynikami znajdziecie tutaj (klik).

 

Paweł