Sierpniowe kropki

Sierpień kojarzy mi się zawsze z końcem wakacji oraz końcem w przypadku większości łowisk sezonu pstrągowego. Z tego też względu gdy zadzwonił to mnie Tomek z pytaniem: „pojechał byś ze mną na kropki?” nie zastanawiałem się ani chwili bo odpowiedź była oczywista: „jasne, że tak”.

 

No to jedziemy. Czwartek 5 rano, samochód Tomka zajeżdża do mnie pod dom. Szybko wkładam graty do bagażnika i jedziemy. Po drodze narastają w nas pewne wątpliwości pogodowe. Z pięknego słonecznego poranka nagle robi się ciemna noc, pomimo że jest godzina 6. Na szybie pojawiają się pierwsze krople deszczu, które przeradzają się w nawałnicę, jak się później okazało tragiczną w skutkach. Na szczęście u nas się wypogadza. Dojeżdżamy na miejsce. Wysiadam z samochodu jest duszno i parno – klimat raczej tropikalny, pomimo tego, że jesteśmy w Polsce. Z coraz to większą wątpliwością patrzę na neoprenowe śpiochy, które zabrałem i na zarośnięte pokrzywami i krzakami brzegi jak się okazało bardzo urokliwej rzeczki. Widok tych krzaczorów zmotywował mnie i słusznie do założenia nie tyko śpiochów, które jak się okazało muszą stanowić podstawowy ekwipunek pstrągowego wędkarza pomimo faktu upalnej i wilgotnej pogody, jak również koszuli z długim rękawem. Montujemy sprzęt. Tomek będzie łowił na muchę. Do takiego wędkowania stosuje lekką muchówkę klasy 4 oraz pływający sznur.

                   

                                                     Muchówka to dobry wybór na sierpniowe pstrągi

Ja będę spinningował. Jestem fanem długich wędzisk, więc i na tą wyprawę zabrałem kijek o długości 2,7m i masie wyrzutowej do 25 gram, do którego montuję kołowrotek wielkości 2500 z nawiniętą plecionką 0.08. Podstawą moją bronią będą coblery, aczkolwiek Tomek twierdzi, że niezłe są również niewielkie lekko uzbrojone gumki.

 

W krzaczory…

No to ruszamy. Przedzieramy się przez krzaczory. Podczas tej przeprawy, która jak się okazało trwała do końca naszego wędkowania Tomek traci polaroidy. Docieramy do rzeczki. Pierwsze spojrzenie napała optymizmem a zarazem wątpliwościami. Krystalicznie czysta woda i szerokość nieprzekraczająca dwóch metrów daje do myślenia: czy tu są w ogóle ryby, a jeśli są to jak je łowić, przecież nie da się nawet rzucić woblerkiem dalej niż na 3 metry? No cóż próbujemy.

                   

                                          Krystalicznie czysta i zimna woda - na pewno są tu pstrągi

Tomek gdzieś zniknął w zaroślach, a ja wykonuję pierwszy rzut między kępy wyrastającego z dna ziela. Prowadzę 3 centymetrowego woblerka wolniutko pod prąd rzeki lekko go podszarpując. Staram się tak manewrować szczytówką kija, by woblereka poprowadzić wąską rynienką między kępami ziela. I nagle z pod takiej kępki wyskakują dwa pstrążki, które odprowadzają mojego woblerka. A jednak są. Przedzieram się dalej przez krzaczory zmieniając od czasu do czasu wabik. Pusto. Doganiam Tomka. U niego też pusto. Jednak mój towarzysz twierdzi, że będą brały. Zawsze rano miał kiepskie wyniki. I w tej chwili jego muszka wolno spływająca z nurtem zostaje zassana przez niewielkiego lipienia. Kilka fotek i rybka wraca do wody.

                   

                                                                    Mały lipień też cieszy

 

Lepiej brodzić...

Chwila oddechu. Patrzymy się na siebie i na chaszcze porastające brzegi malowniczej rzeczki. Tomek jest zaskoczony. Był tutaj dwa miesiące temu lecz takich chaszczy nie było. Szybka decyzja wodą chyba lepiej będzie schodzić w dół kosztem nawet gorszych wyników niż przedzierać się przez tą dżunglę. I tak też robimy. Rzeczka jest płytka woda w najgłębszych miejscach sięga do pępka. Za to temperatura wody daje do myślenia.

                  

                                                     Lepiej brodzić niż przedzierać się przez krzaki

Zimna i łagodząca pieczenie dłoni po kontakcie z pokrzywami. Dobrze, że wziąłem jednak te neopreny. Nawet w ciągu dnia nad wodą unosi się para. Przyjemnie brodzenie w upalny dzień w takiej rzeczce może być jednak zdradliwe. Kilkakrotnie zarówno ja jak i Tomasz zapadamy się w mule. Pozory jednak mylą i przy brodzeniu nawet w tak płytkiej rzeczce trzeba uważać. Myślę że dobrym pomysłem była by asekuracja za pomocą wędkarskiej kamizelki wypornościowej. Muszę wziąć to pod uwagę przy planowaniu kolejnej pstrągowej wyprawy. Schodzimy w dół rzeki. Obławiamy każdy napotkany dołek, najpierw Tomek muchą potem ja woblerem. Z jednego z takich dołków zapinam okonka, który oczywiście wraca z powrotem do wody.

                                

                                                       Okonki też mieszkają w pstrągowych rzeczkach

W kolejnych rzutach do woblerka wychodzą kolejne okonki. Robi się gorąco i duszno. Patrzymy się na siebie – chyba pora wracać. W drodze powrotnej powtarzamy ten sam schemat. Najpierw mucha potem wobler. No i się zaczęło, Tomek na muchę zapina jednego pstrąga za drugim. Pomimo faktu, że nie są to duże rybki, to widok dzikiego pstrąga cieszy.

                   

                                                                     Pstrąg na muszkę

Na spiner niestety zerko. Dochodzimy do mulistego fragmentu rzeki i wychodzimy na brzeg. Przedzieramy się przez upiorne krzaczory, które demolują mi neopreny – dziura na dwa palce. Nareszcie ulica i cywilizacja. Doczłapuję się do samochodu i zrzucam przemoczone i przepocone ciuchy. Mam dość.

 

Reasumując…

Sierpniowe pstrągowe klimaty to naprawdę fajne klimaty, pod warunkiem, że lubi się survival! Na taką wyprawę na pewno należy zabrać spodniobuty – z doświadczenia mogę powiedzieć, że chyba bardziej praktyczne (odporne na krzaczory) będą śpiochy z czarniej gumy niż neoprenowe. Na taki wyjazd po raz ostatni zabrałem tak długi kij (2,7m). Następnym razem jeśli będę spinningował to węzmę kij nie dłuższy niż 2,1 m. Analizując całą wyprawę uważam, że w sierpniu chyba wygodniej jest łowić i z większą skutecznością na muchę niż spinning. Przy brodzeniu w rzeczkach tego typu nie należy zabierać plecaka. Lepszym rozwiązaniem jest pas biodrowy, do którego zmieszczą się i przynęty, kanapka i picie. Zmieszczą się gdyż liczbę przynęt należy ograniczyć do minimum. Wystarczy naprawdę kilka sprawdzonych woblerków. Jadąc na pstrągi z zamiarem brodzenia należy pamiętać o asekuracji w postaci kamizelki wypornościowej -z wodą nie ma żartów.

Sierpniowe pstrągi to istny survival więc jeśli wolicie mniej ekstremalne wędkowanie polecam zapuszczać się nad pstrągowe rzeczki w zimie lub na wiosnę. Na pewno nie w lato, chociaż takie wędkowanie też ma swój urok.

 

Paweł